Wprowadzona od 1 stycznia 2015 roku możliwość ogłoszenia upadłości konsumenckiej wzbudza olbrzymie zainteresowanie. Szczególnie osoby, które są zadłużone we frankach szwajcarskich, a które nie są w stanie spłacać większej raty, widzą ogłoszenie upadłości konsumenckiej jako jedyną i cudowną szansę na wyjście z beznadziejnej sytuacji. Trudno się temu dziwić. Plotki tak gloryfikują sytuację, że właściwie pożyczając pieniądze z banku i następnie je wydając, nie warto już wracać do domu, najlepiej od razu iść do sądu, który umorzy nasze długi. Ludzie chcą wierzyć, że istnieje cudowny środek na nieoddanie pieniędzy. Bo przecież wystarczy tylko udowodnić, że nasze zadłużenie nie jest spowodowane rażącym zaniedbaniem, czy niedbalstwem i już grzechy zostaną odpuszczone.
Co więcej, nasze zadłużone mieszkanie lub dom w którym żyjemy, zostaną zachowane, a wierzyciel będzie musiał cierpliwie czekać na spłatę nędznych resztek, które zechcemy oddać, reszta zostanie umorzona. Niestety, obawiam się, że takie nadzieje są nieuzasadnione. W chwili obecnej trudno jest wyrokować jak będzie wyglądało orzecznictwo w sprawach upadłości konsumenckiej, bowiem zbyt krótki czas upłynął od momentu jej wprowadzenia, postanowienie w sprawie ogłoszenia upadłości sąd wydaje w terminie dwóch miesięcy od złożenia wniosku. Osobiście wątpię, że hura optymizm dłużników utrzyma się po wydaniu pierwszych postanowień o ogłoszeniu upadłości konsumenckiej. Inicjatywa Prezydenta w celu zbadania sytuacji osób posiadających kredyty we frankach szwajcarskich i ewentualna pomoc państwa dla tych osób spotkała się z olbrzymim entuzjazmem i nadzieją. Związek Banków Polskich dokonał analizy sytuacji i oświadczył, że banki będą się starały pomóc zadłużonym osobom, restrukturyzując i refinansując kredyty. W rzeczywistości stało się zupełnie inaczej. Potencjalne zagrożenie ze strony buntujących się kredytobiorców wywołało falę histerycznych zachowań banków i dzisiaj osoby, które opóźniają się z płatnością raty o jeden (!!) dzień są zasypywane telefonami z groźbami, pismami obiecującymi straszny los i wizytami pracowników banków, zastraszających ich klientów. Niektóre banki zatrudniły firmy windykacyjne, które następnego dnia po braku zapłaty raty lub zapłaty niepełnej, a nawet przed upływem daty płatności (!) zaczynają windykację poprzez straszenie mękami piekielnymi potencjalnych dłużników. Informację o tych praktykach napływają z całej Polski. Pomoc państwa okazała się nie tylko pozorna, ale wywołała poważną i bezlitosną reakcje przeciwną ze strony banków. Urzędnicy państwowi, nie biorąc żadnej odpowiedzialności, obiecali pomoc i ochronę przed żarłocznym kapitalizmem, a ten nie obiecując po prostu wykonuje rzeczywiste, bezlitosne przeciwdziałania. Doprowadziło to do paradoksalnej sytuacji, w której „frankowicze” traktowani są o wiele brutalniej niż przed wzrostem kursu waluty szwajcarskiej, mimo, że ich sytuacja znacząco uległa pogorszeniu. Urzędnicza nieodpowiedzialność, twarda odpowiedź rynku finansowego, a w środku wystraszony i bezradny „frankowicz”. Zostaje zatem nadzieja na upadłość konsumencką! Pamiętać jednak musimy, że postępowanie upadłościowe jest postępowaniem skomplikowanym i rygorystycznym. Przypomnijmy, kiedy sąd oddali wniosek o ogłoszenie upadłości, m.in. jeżeli:
– niewypłacalność dłużnika nie powstała wskutek wyjątkowych i niezależnych od niego okoliczności,
– prowadzono postępowanie upadłościowe w którym umorzono część lub całość długów w okresie ostatnich 10 lat,
– prowadzono postępowanie upadłościowe, a dłużnik nie wywiązał się ze swoich zobowiązań,
– dłużnik nie wykazał całego swojego majątku,
– czynność prawna dłużnika została prawomocnie uznana za dokonaną z pokrzywdzeniem wierzyciela.
Musimy pamiętać, że jeżeli umorzenie zobowiązań w ramach upadłości konsumenckiej nastąpiło w okresie ostatnich 10 lat przed złożeniem wniosku to kolejny wniosek sąd oddali, chyba, że przeprowadzenie postępowania upadłościowego jest uzasadnione względami słuszności lub humanitarnymi. Czyżby zatem zasada litościwości miała mieć istotne znaczenie w umarzaniu długów? Przyjrzyjmy się bliżej co oznaczają względy humanitarne. Zgodnie ze Słownikiem Współczesnego Języka Polskiego (wydawca Reader’s Digest Przegląd Sp. z o.o. z 1998 r.), humanitarny oznacza poświęcający się człowiekowi, wykazujący troskę o jego warunki życia, potrzeby, mający na uwadze jego dobro i godność; ludzki, a humanitarne postępowanie to dobre traktowanie, oszczędzanie zbytnich cierpień.
Jak zatem rozumieć zapisy ustawy, że przeprowadzenie postępowania upadłościowego winno być uzasadnione względami słuszności lub humanitarnymi?
Czy drastyczna zmiana kursu obcej waluty i niekiedy tragiczna sytuacja osób od niej uzależnionych jest dostatecznym uzasadnieniem do „zastosowania” humanitaryzmu?
Czy nachalność kredytodawców i łapanki klientów dla banków to wina kredytobiorców, a jeżeli tak to w jakim stopniu?
Znam setki przykładów, kiedy banki udzielają kolejnego kredytu osobom posiadającym już 20, a niekiedy trzydzieści i więcej kredytów, a sytuacja kredytobiorców jest ogólnie znana. Czy względy słuszności w takiej sytuacji są po stronie udzielającego kredyt, czy biorącego? Czy to aby humanitarne wziąć kredyt na mieszkanie, a później zostać wyrzucony z pracy i nie móc go spłacać? Czy to słuszne dostawać 3 telefony dziennie z ofertą kredytu i oglądać 10 reklam w telewizji, gdzie dobry bank już nie pożycza, a daje pieniądze na prezent dla Twojego dziecka? Zastanawiam się, czy wystarczający w sądzie byłby argument o braku możliwości spłaty zaciągniętego kredytu, ponieważ ktoś uwierzył reklamom, i czy w ramach humanitaryzmu można byłoby liczyć na oddłużenie? W mojej ocenie przewidywanie co do efektów noweli o upadłości konsumenckiej jest wielce problematyczne, bowiem trudno ocenić, jak sędziowie rozważać będą zastosowanie względów słuszności i humanitaryzmu. Z pewnością nie będzie to łatwe.